I wdech ..i wydech ..i wdech ..i kurwajegomaćniechpiekłopochłonietowszystkospaliutopicholerajasnajapierdolekurwaAAA!!!
Nie pytam się, czy miewacie takie sytuacje, bo to raczej pewne. Choć każdy ma swój sposób na wyrażenie irytacji i gniewu, czy to poprzez darcie się na pół osiedla, czy łapanie się za głowę jakbyś był w głębokim stadium schizofrenii, czy podrabiał zawodowego boksera, czy wpadał w szał myśli napędzających twój własnych łańcuch reakcji wybuchowych etc etc, to jednak i tak i tak sprowadza się to do tego, że właściwie nie wiesz co ze sobą zrobić.
Nie zawsze jesteśmy w stanie po prostu wziąć wdech lub policzyć do 10. Nie zawsze jesteśmy w stanie usiąść, położyć się, czy oderwać myśli robiąc coś innego. Nie zawsze jesteśmy w stanie się uspokoić, ponieważ zwykle po prostu nie potrafimy.
Nikt z nas nie jest przygotowany na wszystko, nie mamy też szablonu do którego dopasowujemy sytuacje i wedle wyników staramy się odpowiednio zachowywać. Świat jest zbyt złożony i nieprzewidywalny. Zresztą my również.
Mogę usprawiedliwić każdy swój wybuch złości. To nic trudnego znaleźć jakikolwiek szczegół i się go mocno chwycić i głosić całemu światu, że to on właśnie zepsuł mi humor. Wiem, że mam do tego prawo. Każdy takie ma. Nie da się w nieskończoność stać i napełniać się gniewem, który od ciebie wychodzi a który ty na powrót wciskasz w siebie. Czasem się pęka. Ot tak, po prostu.
Łatwo można jednak wpaść w taką rutynę. Jeśli zbierasz coś i nagle pękasz, to uwalniasz te swoje złe potworki na zewnątrz, a ty czujesz się, powiedzmy, pusty. Jednak kiedy popada się w rytm pękania przy każdej sytuacji, staje się to zupełnie nieopłacalne. Dlaczego? Bo nie jesteś przepełniony, więc i pękać jest wtedy bez sensu. To tylko tworzy dodatkowe problemy wokół ciebie. Zupełnie niepotrzebnie.
Często gniewamy się nawet, jeśli faktycznie nie ma powodu, by to robić. Niestety głównie to my, kobiety, mamy z tym problem, ponieważ każda sytuacja w pierwszej kolejności odbija się na naszych uczuciach. Zwykle wtedy nie myślimy zbyt trzeźwo, więc robimy afery. W naszym przypadku działa jeszcze coś takiego, co nazywam "Samonapędzającą się karuzelą myśli". Znacie to? Wystarczy że przyjdzie nam do głowy jedna, mało racjonalna myśl, a za nią leci setka kolejnych, często tak głupich, że ciężko jest uwierzyć, że mogłyśmy na coś takiego wpaść. Więc nakręcamy się same i potem ze wściekłością rażącą w zasięgu wielu kilometrów lecimy do niewinnej ofiary (często niestety do naszego niespodziewającego się niczego mężczyzny) i wykrzykujemy nasze żale, napędzane agresywnymi emocjami, które same wykreowałyśmy, a często nawet w połowie nie mają pokrycia w rzeczywistości. W ten sposób ranimy siebie i ranimy ofiarę. Co za tym idzie, wprowadza to ciężko strawną atmosferę, częstsze konflikty, jeszcze częstsze skutki uboczne (kłamstwa, ucieczki itp.) a w przypadku mężczyzn dochodzi ich wyczerpanie nami, ochłodzenie relacji, kłopoty w związku a nawet ich rozpad.
Zdarzają się sytuacje, które wymagają kłótni, ale jeszcze częściej mamy styczność z tymi, które tego nie potrzebują. Wtedy bierzesz ten przysłowiowy wdech i pytasz siebie "czy jest o co się złościć?".
Nie jest prosto kontrolować samego siebie, ale warto, uwierzcie mi na słowo. Co ciekawsze, najszybszym sposobem, żeby nauczyć się samokontroli jest po prostu bycie w związku. To ta relacja wymaga najwięcej zrozumienia i często po prostu odpuszczenia sobie wzajemnie wielu błahych rzeczy. Uczcie się razem, że to, co mniej ważne, nie powinno przysłaniać wam waszego świata i zbierajcie siły na czas, kiedy przyjdą poważniejsze problemy.
Życzę wam miłej nocy i jeszcze milszego dnia :)
Wdech i wydech kochani, wdech i wydech
Dobranoc
♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze, nawet te najkrótsze :)
Spam nie jest tutaj potrzebny, więc laurów z tego tytułu nie ma.
Zachęcam za to do czytania bloga oraz jego obserwacji, jeśli się spodobał. :)
Wasza obecność jest dla mnie wyróżnieniem i motywacją do dalszych działań, oby tak dalej! ;)